Ciekawy przypadek Grega Monroe


Z początkiem lipca Greg Monroe podpisał trzyletni maksymalny kontrakt z Milwaukee Bucks na sumę 50mln. $. Trzeci rok zawiera opcję gracza i pozwala Gregowi odstąpić od umowy i szukać nowego pracodawcy w warunkach znacząco podniesionego salary cap. Kolejny śmiały ruch, po tym jak rok temu zaakceptował ofertę kwalifikowaną w Detroit, żeby w lecie 2015 mieć nieograniczone prawo wyboru. Starali się o niego Knicks i Lakers, ale Monroe chciał iść do zespołu, który jest najbliższy walki o najwyższe cele i wybrał najmniejsze z miast klubów NBA Milwaukee. I tak Łoś stał się Kozłem.

W Milwaukee jest duże zapotrzebowanie na jego umiejętności ofensywne. Natomiast Greg będzie otoczony utalentowanymi graczami, którzy nie są jednak świetnymi, a czasem nawet dobrymi strzelcami z dystansu. Giannis Antetokounmpo, zwany "Greek Freak" nie jest zagrożeniem zza łuku (16% w zeszłym sezonie!!), a i dwa metry bliżej nie trzeba się o niego specjalnie martwić. Podobnie sprawa się ma z rozgrywającym - Michael Carter Williams trafiał niecałe 15% swoich rzutów za trzy ... Jabari Parker może wypracuje lepszą skuteczność, ale na razie nikt się go nie przestraszy. Jedynym strzelcem w pierwszej piątce będzie były gracz Pistons Khris Middleton. Także Jason Kidd będzie musiał wykazać się pomysłowością i umiejętnie rotować graczy z ławki. Inaczej przeciwnicy będą cofać się w stronę pomalowanego, podwajać Monroe i odcinać go od podań. Kidd w zeszłym sezonie pokazał, że potrafi, a Bucks sprawili Chicago spore kłopoty w play off, polegając na pomocy i wymienności w obronie. Zasięg, szybkość i refleks w rotacjach obwodowych Bucks były momentami wręcz imponujące. Monroe będzie teraz ostatnią linią tej obrony. Nie jest blokującym, ale w ostatnim sezonie w Detroit pokazał, że umie zająć odpowiednią pozycję i przemieszczać się w pomalowanym. Zakładając, że nie będzie się od niego wymagało wychodzenia wysoko do obrony P'N'R, powinien sobie poradzić. O zbiórki nie trzeba się martwić, bo w tym aspekcie zawsze był mocny.

A co z Detroit? Stan Van Gundy chyba dawno pogodził się ze stratą Monroe. A może uważał, że tak będzie korzystnie ...? W rozmowie z Zachiem Lowe z Grantland wyznał, że wciąż ma mieszane uczucia i wątpliwości co do odejścia Grega. Monroe jest wg. niego graczem, na którym można budować drużynę i mógłby być centralną postacią przyszłych sukcesów Pistons. Jednak, szczególnie w obronie, ciężko grałoby się de facto dwoma centrami. "Jeżeli spytacie Grega kim jest na boisku, powie że punktującym w pomalowanym i zbierającym." Pewnie faktycznie trudno byłoby zbudować prawdziwy sukces w oparciu o dwóch graczy, z których żaden nie trafia z dystansu. Bo Monroe wciąż nie wypracował pewnego rzutu z 5-6 metrów. Były pozytywne sygnały, ale to na co liczyli fani Pistons, nigdy się nie ziściło. I nie jest to wina Monroe. W Detroit był zawsze postawiony w trudnej pozycji - karuzela z trenerami, zmieniająca się rola na boisku, słabi partnerzy, a gwoździem do trumny było sprowadzenie Josha Smitha. Można przypuszczać, że już przed odejściem Smitha, Monroe podjął decyzję, że nie wraca. Sukces, który niespodziewanie stał się udziałem Pistons w drugiej połowie ostatniego sezonu, nic nie zmienił. Przez 5 ostatnich lat Tłoki wygrywały średnio niewiele ponad 1/3 spotkań, play off przestawał być realny w lutym, ew. marcu, przebudowa drużyny wyglądała na osobliwą, a pod koniec ery Joe Dumarsa już tylko smutną. Jedynym sukcesem większym od postawy Monroe był wybór w drafcie Andre Drummonda. A i on miał pod górę, kiedy Lawrence Frank trzymał go na ławce. Teraz Pistons muszą przedłużyć kontrakt Drummonda i zaproponować mu maksymalne zarobki. Perspektywa płacenia dwóch maksów graczom, którzy najlepiej czują się na tej samej pozycji chyba nie była zbyt popularna w sztabie Pistons. Tym bardziej, że muszą poczynić jeszcze spore inwestycje, żeby zaczęto  się z nimi liczyć. Na razie pozyskali, z najważniejszych, Ersana Ilyasovę, Marcusa Morrisa, Stanleya Johnsona. Nie trudno zgadnąć, o co chodzi - lepsza skuteczność z dystansu, więcej szybkości i dynamiki. Jestem optymistą co do kierunku zmian w Detroit. Ale przeczuwam, że może zabraknąć gracza, który sam umie wykreować rzut pod koszem, jest stabilny i skuteczny. Monroe jest takim graczem. Spójrzmy jak wyjątkowym:


Od początku podejmował  dobre decyzje. Szybko uczył się jak wykorzystywać masę, szybkość i świetną pracę nóg, żeby dyktować warunki pod koszem. W niechęci do odrywania stóp od parkietu może się z nim równać tylko Zach Randolph. He got game, old man game!! Teraz po raz kolejny podjął dobrą decyzję. Mam nadzieję, że mu się to opłaci. Przez ostatnie 5 lat był najlepszym graczem Pistons. Zawsze będę fanem Grega Monroe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz