Prawdziwa nadzieja

Przez ostatnie chude lata cały czas wierzyłem w kolejne wcielenia Pistons. Oczywiście, nie że osiągną jakiś elitarny poziom. Ale solidność, play off z któregoś z ostatnich miejsc ...? Wydawało mi się to realistyczne. Pewnie niejednokrotnie przeceniałem możliwości poszczególnych graczy. Jak się przygląda zbyt uważnie, traci się z oczu kontekst. Stuckey to nie Westbrook, Singler nie będzie super strzelcem jak jego starszy kolega z Duke, JJ Redick, T-Mac nie miał jednak renesansu kariery a'la Grant Hill. Wielu innych było albo za starych, albo za młodych, żeby prowadzić drużynę do sukcesu. Ale mimo tego, największym rozczarowaniem było jak Pistons prezentowali się jako drużyna. Wydawało się, że nie umieją czerpać nawet z tej szczupłej puli talentu, którą mają do dyspozycji.

Ostatnio Stan Van Gundy powiedział, że nie skupia się tak bardzo na play off, jak na stałym rozwoju. Gdybym usłyszał to z ust Lawrence'a Franka czy  Joe Dumarsa wydawałoby mi się to fałszywe i irytujące. Ale nie obecnie. Van Gundy i jego sztab ustawiają drużynę na długotrwały sukces i stopniowy wzrost. Jak więc oceniać sezon AD 2014/15 w wykonaniu Pistons? Spróbujmy ogarnąć ten rollercoaster. 

Do Świąt Pistons mieli bilans 5 - 23 i nie było nadziei na poprawę. Po oddaniu Josha Smitha, kiedy wydawało się, że stawiamy na rozwój młodzieży  i powolną przebudowę, ekipa, prowadzona przez Brandona Jenningsa wykręciła bilans 12 - 3. Znów pojawiła się nadzieja, a odejście Grega Monroe wydawało się mniej oczywiste. Btw, Monroe stał się po odejściu Smitha regularnym playmakerem z high post i kręcił statystyki na poziomie 20 -10. Wreszcie zobaczyliśmy reprezentatywną próbę projektu DrumRoe. Moose dobrze współpracował z Dre, a jednocześnie często grali osobno z rzucającym graczem na czwórce. Van Gundy uszczelnił obronę, a w ataku uprościł sprawy spuszczając ze smyczy Jenningsa. Ofensywa Pistons momentami zaczęła przypominać atak Phoenix Suns pod wodzą Mike'a D'Antoniego, a Jennings został pierwszym graczem od czasów Steve'a Nasha który zaliczył jednocześnie ponad 20 punktów i asyst. Jodie Meeks wrócił do zdrowia i do formy, a pozyskany po cichu Anthony Tolliver idealnie odnalazł się w roli stretch four. Wydawało się, że Van Gundy ustawił graczy w dogodnych dla nich pozycjach, czego nie było w Detroit od ... ho ... ho!! Zaczęło się nieśmiało mówić o play off i nie był to nieuzasadniony optymizm. Pistons byli lepszą drużyną niż Brooklyn, Miami, Indiana, czy Charlotte. Kontuzja Jenningsa zadała jednak poważny cios rosnącym szansom na postseason. DJ Augustin po raz kolejny w karierze pokazał, że jest w stanie unieść ciężar prowadzenia drużyny. Niestety Pistons stracili groove, byli niedokładni w obronie i nie potrafili egzekwować w końcówkach. Van Gundy, rozumiejąc, że Pistons są dalecy od produktu końcowego, przehandlował w dwóch dilach DJa, Kyle'a Singlera i Jonasa Jerebko za Reggiego Jacksona i starego dobrego znajomego Tayshauna Prince'a. Prince wiele nie wniósł i nie wniesie. Natomiast Jackson miał dodać centymetrów i zasięgu na jedynce, zwłaszcza w obronie. Jest też młodym graczem, który ma szansę rozwijać się z Drummondem i Monroe pod okiem wybitnego trenera. Idzie mu w kratkę i tu trzeba podkreślić kilka kwestii. Bardzo trudno jest przejąć stery drużyny w środku sezonu, zwłaszcza kiedy ma się niewielkie doświadczenie jako pierwszy PG. Jackson nie jest dobrym strzelcem za trzy, co wobec odejścia Singlera i Jerebko, źle wpływa na spacing utrudnia rozgrywanie i sprawia, że Pistons muszą poniekąd wymyślić się na nowo. Mamy więc kolejną fazę przebudowy, podczas której kwestie doraźnych korzyści schodzą na dalszy plan.

A więc czy Pistons mają szansę na play off i czy to jest istotne? Efektem niedawnych sukcesów była uzasadniona nadzieja, że sezon nie skończy się w połowie kwietnia, Pistons wypłyną na szersze wody, a Greg Monroe będzie chciał zostać w Motown. Sądzę, że dalej są na to szanse, natomiast nie należy patrzeć na obecny skład jako cokolwiek zbliżonego do produktu końcowego. Mam zastrzeżenia do sposobu w który drużyna pozbyła się Smitha, zbyt wysokiej wartości  graczy, których oddała w wymianach za Reggiego Jacksona, a szczególnie Prince'a. Mimo tego trudno nie być podekscytowanym kierunkiem, który Van Gundy stara się nadać drużynie i długoterminowej perspektywie, którą przyjął. Lato 2015 będzie gorące. Przekonamy się, czy Monroe zostanie, kogo uda się pozyskać na skrzydła, czy zatrzymamy Jacksona. Smaku tej ostatniej kwestii dodaje powrót Brandona Jenningsa. Czy Jackson ogarnie się i utrzyma rolę pierwszego rozgrywającego? Czy Jennings będzie grał rolę super zmiennika? A może będzie odwrotnie ... Tymczasem Pistons w obecnym kształcie i obecnej sytuacji w tabeli nie mają dużych szans na play off . Te szanse wciąż są realne. Jednak znajdują się 5 zwycięstw za Miami, które okupuje dumne 8 miejsce w konferencji, mają najwięcej spotkań na wyjeździe i back-to-back spośród grupy pretendentów do ostatnich miejsc, czyli: Boston, Brooklyn, Charlotte, Indiana, Miami. Ponadto nie imponują formą. Jeżeli uda się złapać wiatr w żagle, końcówka sezonu powinna wyglądać super emocjonująco. Bezpośrednie starcia kolejno z Miami, Boston, Indiana, Charlotte powinny rozstrzygnąć kto zajmie ostatnie miejsca na Wschodzie. Ale nie jest to dla mnie najistotniejsze. W sezonie, w którym tyle razy trzeba było dostosowywać oczekiwania do rzeczywistości jest mocna podstawa, żeby żyć nadzieją na przyszłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz