5-na-5

Strona ESPN poświęciła Pistons najnowsze wydanie swojej serii 5-on-5 gdzie blogerzy i eksperci odpowiadają na pięć kluczowych pytań dotyczących pozycji i przyszłości danej drużyny. Najciekawsze, moim zdaniem, jest pytanie drugie, czy SF i PF przyszłości jest już w składzie Pistons. Pytanie de facto dotyczy prognoz nt. rozwoju Jonasa Jerebko i Austina Daye'a. Nie jest  jasne czy Greg Monroe będzie grał bardziej PF czy centra i od tego też zależy czy mówimy o jednej czy dwóch pozycjach w pierwszej piątce. Jeżeli Monroe miałby grać na czwórce, nie sądzę, żeby ktokolwiek z obecnego składu Pistons mógł go zepchnąć na ławkę.
Co do Daye'a, dalej nie przewiduję, że zagra w pierwszym składzie i ciężko coś wywróżyć w dalszej perspektywie. Jerebko, choć liczę na jego rozwój, wygląda na modelowego role playera. Zadaniowca, który robi wszystkiego po trochu w pierwszym składzie lub podstawowego rezerwowego grającego po minimum 20 minut w meczu. To w dobrej drużynie. Na teraz Jerebko byłby dobrym dopełnieniem Monroe'a w pierwszej piątce. Daye raczej nie byłby w stanie grać w pierwszym składzie jako trójka i właśnie pozycja niskiego skrzydłowego wydaje mi się, obok strefy podkoszowej, największym problemem. Zwłaszcza przy spodziewanym rozstaniu z Princem i McGradym.

Dennis the Menace


Zwlekałem trochę z tym postem. Po pierwsze dlatego, że niedawno fani Pistons byli świadkami odsłonięcia koszulki z numerem 10 pod kopułą Palace of Auburn Hills. Był to bardzo emocjonujący moment, który zgromadził wielu wielkich kolegów Dennisa z ekipy Bad Boys i był prawdziwym świętem pogrążonej w kryzysie drużyny. Ceremonia przyjęcia Robaka do Hall of Fame, choć podniosła, nie miała dla mnie, jako oddanego fana Pistons, takiej wagi jak uhonorowanie w The Palace. Poza tym, i to jest drugi powód zwłoki, była ... hmmm ... smutna. O ile wzruszenia, których doznawał Dennis, wspominając Chucka Daily i kumpli w Detroit i mi się udzieliły, o tyle podczas ceremonii w Naismith Memorial Basketball padło wiele gorzkich słów na temat osobistych tragedii i błędów. Zobaczyliśmy Rodmana, który nie umie radzić sobie z emocjami, wstydzi się, że krzywdził bliskich i przyznaje, że w dzieciństwie sam nie zaznał wiele ciepła od swojej rodziny. Czy to wstyd? Absolutnie nie!! Ale było mi go po prostu żal.
Pasja, oddanie i emocjonalność były tym, co definiowało jego grę. Na boisku dawał z siebie wszystko, a oglądając mecz z ławki potrafił płakać ze zdenerwowania. Jak powiedział Joe Dumars, Dennis był jedynym znanym mu zawodnikiem, który potrafił kryć wszystkich od pozycji 1 do 5. I nie tylko trochę bronić, ale prawie całkowicie wyłączyć z gry. Magic Johnson, Larry Bird, Michael Jordan, Charles Barkley, Karl Malone, Shaquille O'Neal ... wszyscy musieli zmagać się z nieustępliwością Rodmana. Gość, który mierzy minimalnie powyżej 200cm i waży trochę powyżej 100kg był siedem sezonów z rzędu najlepszym zbierającym ligi. Gość, który bez reszty poświęcił się grze defensywnej, wynosząc ją na niespotykany poziom.
Z czasem coraz więcej mówiło się o nowych fryzurach i pozaboiskowych ekscesach Rodmana. Stał się łakomym kąskiem dla mediów i sam z tego korzystał, ale jego gra się nie zmieniła. Mimo waleczności wielu kontrowersji, nigdy nie stał się cynicznym boiskowym chamem czy brutalem. Po prostu kochał współzawodnictwo i rolę jaką odgrywał w całym spektaklu. Ludzie, którzy ekscytowali się coraz to nowym wizerunkiem Robaka, zapewne nie zdają sobie sprawy, że w gruncie rzeczy Dennis był bardzo odważny. Można powiedzieć, że gwiazdom wolno więcej, ale liczne występy w kobiecych kreacjach i otwarte dywagacje na temat własnej seksualności to odważny krok w lidze zdominowanej przez kulturę macho.
Dennis Rodman jest kolesiem, który przeszedł przez swoją karierę na własnych warunkach (w tym kontekście przypomina mi Shaqa). Występował w pięciu klubach. W czasach swojego długiego prime'u był kluczowym elementem, defensywną opoką, która wynosiła drużynę na kolejny poziom. W Detroit i Chicago był to poziom mistrzowski. Pięciokrotnie ...
Przykro, że Rodman ma bałagan w życiu prywatnym i wydarzenia z dalekiej przeszłości wciąż budzą w nim tak silne emocje. Z drugiej strony, nawet gdyby uporał się ze swoimi problemami i miał po prostu opowiedzieć parę anegdot ze "starych dobrych czasów", wciąż pewnie widzielibyśmy łzy i słuchalibyśmy łamiącego się głosu. Ladies and Gentlemen!! Dennis Rodman!!! Zapraszam do oglądania.

Reset niezupełny

W sezonie 2011-12, o ile ten w ogóle nastąpi, czeka nas zapewne przebudowa i nowy początek. Coach Frank już oświadczył, że zaczynamy od nowa i każdy będzie miał szansę się wykazać w nowym systemie. Najważniejsze jednak kim będzie ten "każdy". O ile bardzo chciałbym widzieć rozwój Jonasa Jerebko, Austina Daye'a, Brandona Knighta i Grega Monroe, o tyle mam świadomość, że piątka złożona z tych graczy byłaby dobra do oglądania, ale nie zwyciężania. Tayshaun Prince i Tracy McGrady są wolnymi agentami i prawdopodobnie żaden z nich nie wróci do Motown. Nikt z młodych nie zrekompensuje straty doświadczenia, wszechstronności i talentu, który posiadają Tay i T-Mac. Dlatego, być może, byłoby rozsądnie starać się zatrzymać jednego z nich za niezbyt wygórowaną cenę. Oczywiście w grę wchodzi chęć podporządkowania się nowemu coachowi i gry w przebudowującej się drużynie. Prince robił swoje, ale w ostatnim sezonie ciągle wyglądał na niezadowolonego. McGrady przeciwnie, zachowywał optymizm w najcięższych sytuacjach, ale i on nie uniknął starć z Johnem Kuesterem i grzał ławę w fazie agonalnej tego co nazywamy katastrofalnym sezonem 2010-11. O ile więc żaden z nich nie wykaże szczerej chęci powrotu, nie warto starać się ich skusić pieniędzmi. W zamian można by przeznaczyć środki na pozyskanie dobrego podkoszowego i dodać kogoś, kto spełniłby rolę T-Maca z minionego sezonu. Może wiecznie młody Grant Hill ...?
Przy całym zapotrzebowaniu na doświadczonych graczy, Pistons przede wszystkim potrzebują dobrych graczy. Daye, JJ, Monroe, Knight mogliby częściej przebywać razem na boisku jeżeli towarzyszyłby im ktoś taki jak np. Andre Iguodala. Zawodnik młody, ale u szczytu swojej kariery, wciąż głodny sukcesów. Jeżeli byłby to gracz podkoszowy, tym lepiej. Jeżeli nie,  frontcourt trzeba by wzmocnić solidnym weteranem, który pomógłby Gregowi Monroe. Wątpię żeby Tłokom udało się skusić kogoś z najlepszych wolnych lub zastrzeżonych agentów pośród podkoszowych. Marc Gasol, Tyson Chandler, Nene Hilario, DeAndre Jordan, Samuel Dalembert albo pozostaną w swoich drużynach, albo będą szukać szansy w walce o mistrzostwo. Jednak przewiduję, że Pistons pod kierownictwem Toma Goresa przynajmniej będą starali się być aktywni na rynku wolnych agentów, więc kto wie, a nuż i do nas uśmiechnie się szczęście. Większe szanse upatruję w wymianach, ale tu trudno coś przewidzieć. Można się spodziewać, że Rip Hamilton, który bodaj trzy razy był już o krok od opuszczenia Motown, znajdzie nowego pracodawcę. Może wreszcie Utah w wymianie za Mehmeta Okura...? Chciałby się powiedzieć Paula Millsapa, który pod względem charakteru, wieku i stylu gry byłby idealny dla Tłoków, ale nie jestem przekonany, że dla Jazzmenów będzie to opłacalna wymiana. Tak, czy inaczej, Hamilton powinien odejść. Skompromitował się w zeszłym sezonie i jedynym powodem jego pozostania w zespole mogłoby być pozbycie się Bena Gordona, na co się nie zanosi, a i to chyba nie byłby powód wystarczający.
Tom Gores, Joe Dumars i Lawrence Frank do znudzenia powtarzali jak ważny jest charakter i nastawienie graczy, którzy będą budować nowych Pistons. Ale ten proces potrwa. Niewykluczone też, że aby pozbyć się złego kontraktu, Tłoki rozstaną się z wartościowym graczem. Optymistyczne jest, że przynajmniej możemy liczyć na dużą aktywność w sezonie transferowym, kiedykolwiek ten nastąpi. A wtedy sytuacja będzie dynamiczna i może dojść do zaskakujących rozwiązań. To co najbardziej prawdopodobne to zatrzymanie obiecujących młodych, Monroe'a, Jerebko, Knighta. Równie prawdopodobne, że Pistons wciąż będą mieli kilku przepłacanych graczy. Ciągle liczę na to, że ben Gordon się odnajdzie, ale Charlie Villanueva raczej nie rokuje. Nie mam też wielkich złudzeń co do Jasona Maxiella.
Zadanie na kolejny sezon, najchętniej 2011-12, to stworzyć drużynę, w której pozytywy w końcu przeważą i która, m.i.n w oparciu o rozwój młodych graczy, wypracuje zespołowy, defensywny styl, tak miły dla oka robotnika z Detroit ;-))

Lockoutowy rozkład jazdy

Portal http://www.hoopsworld.com/ niedawno zamieścił przypomnienie jak przebiegały kolejne fazy sporu o nową umowę w 1998 roku. Na razie lockout A.D. 2011 przebiega wg podobnego scenariusza. Niestety ... Tutaj więcej szczegółów.

Wywiad z LF

dla stacji radiowej WDFN. Niby nic nowego, ale, szczególnie w obliczu lockoutowej posuchy, warto posłuchać. Zapraszam tu.

Lawrence Frank oficjalnie przy mikrofonie

Lawrence Frank został wczoraj oficjalnie zaprezentowany jako nowy coach Detroit Pistons. Z powodu lockoutu wypowiedzi Franka musiały być nader oględne, bez wymieniania nazwisk graczy. W zaistniałej sytuacji Frank zaprezentował się jako bystry, energiczny, dowcipny i pewny siebie. Co z tego wynika? Na razie niewiele, ale zrobił wrażenie wysoce kompetentnego. A Joe Dumars wyraźnie rozluźniony po konferencji skonfrontował się z kilkoma faktami i mitami na temat ostatnich lat i procesu wyboru nowego trenera. Podkreślił, że Lawrence Frank był jego pierwszym wyborem. Jeszcze w trakcie konferencji wyjawił, że odbyli niezliczoną ilość rozmów i spotkań. Pamiętacie plotki o tym, że Mike Woodson jest faworytem bo odbył dwa spotkanie z zarządem i GM, a Frank tylko jedno. Taaa ... Dumars dał też do zrozumienia, że ceni sposób w jaki przedstawiciele Platinium Equity przeprowadzili proces i że była to najbardziej przemyślana decyzja dotycząca zatrudnienia coacha w jego życiu. A trochę ich było. Siedem w ciągu 12 lat. Miejmy nadzieję, że ta poprawi niechlubne statystyki. Lawrence Frank welcome in Detroit!! Let's get to work!!