Dobra audycja

http://need4sheed.com/2010/11/need4sheed-com-detroit-pistons-podcast-the-wrongs-and-the-rights.html
Porusza m.i.n tak palące tematy jak:
Dlaczego Austin Daye, zamiast grać i rozwijać swój niezaprzeczalny potencjał, siedzi na ławie.
Czemu Ben Gordon i Charlie V, mimo wysokiej formy, grają tak mało i/lub nie wychodzą w pierwszej 5.
Dlaczego John Kuester, jak już coś obmyśli, to się tego trzyma bez względu na okoliczności.
Skąd do kury nędzy line upy złożone z trzech obrońców, jednego niskiego skrzydłowego i jednego nie do końca PF w końcówkach.

Szkoda, że w drużynie, która ma tak mały margines błędu, a jednocześnie powinna rozwijać swoich młodych zawodników, popełnia się takie trenerskie klopsy.
Austin Daye jako back up SF, Charlie V i Ben Gordon jako starterzy nie zbawiliby świata, ale może zamiast 30 zwycięstw, mielibyśmy 37 i awans do play off. A, co najważniejsze, byłby jasny obraz tego jak młodzi zawodnicy, w których zainwestowano, radzą sobie i kim trzeba ich wzmocnić.

Oddaję głos do studia.

Good effort ... wasted!!


Thriller!! Dwie dogrywki. 31 pkt Prince'a, który najpierw doprowadził do dogrywki, a potem dalej kręcił Gallinarim i Fields'em jak chciał. 16 pkt, 6 zbiórek i 3 asysty T-Maca, który pokazał parę zagrań w starym stylu. Hej, a może to jego nowy styl? Kolejny solidny mecz Greg'a Monroe- 6 pkt, 6 zbiórek, 2 przechwyty, blok, 4 na 4 z osobistych w 18 minut. Po bloku w kontrze Knicks, kiedy było 2 na 1 i wybiciu piłki o gracza Knicks, cały Palace (a praczej wszyscy, którzy akurat w nim byli) bił mu brawo.

Energia i pewność Grega zdecydowanie rośnie. Niestety Pistons popełnili wiele błędów w defensywie, pozwalając graczom Knicks na czyste, albo prawie czyste trójki. Gallinari, który był tragiczny w obronie, w drugiej dogrywce trafił dwie trójki. Cóż ... u gotta make it on both ends, right!!
Tak to wyglądało http://www.nba.com/games/20101128/NYKDET/gameinfo.html

Tryumf dobra

Warto odnotować, że poza Pistons, ważne zwycięstwo odnieśli, z sympatią przeze mnie obserwowani, Jazz, którzy pokonali u siebie Lakers 102 : 96 http://www.nba.com/games/20101126/LALUTA/gameinfo.html?ls=gt2hp0021000231#nbaGIboxscore
Przedsmak finału konferencji na Zachodzie? Może tak. Jazz gładko odpadali w ostatnich latach z Lakers. Gdyby teraz mieli się spotkać w play off, to również nie stawiałbym ich w roli faworytów, ale są wyraźnie mocniejsi niż za czasów Carlosa Boozera. Mocniejsi pod koszem, w defensywie i na deskach. O ile będą zdrowi, a Mehmet Okur wróci do gry i do formy, mogą powalczyć o finał. Ale wiadomo jak to jest na Zachodzie. Dobrych i bardzo dobrych drużyn jest dużo, a zwycięzca może być tylko jeden. Jednak ja wciąż mam w pamięci zdanie wypowiedziane przed sezonem przez jednego z komentatorów "I have a feeling, that Jazz are on the verge of serious contention". Podzielam to odczucie.

Sky is the limit ...


... if you play like this!! Najlepszy dotychczas mecz Pistons. Nie najbardziej emocjonujący, bo prowadzili od pierwszej do ostatniej minuty i przez większość czasu wysoko, ale najlepsza jakość gry. Najwięcej, 28 asyst (poprzedni rekord 27 w emocjonującym meczu z Wizards przed trzema tygodniami), siedmiu graczy z podwójną zdobyczą punktową - to jest Pistons stylee!!! A przynajmniej powinien być.
Wszyscy grali dobrze. Zaczęła ta sama piątka co zwykle i rotacja była podobna. Wchodzący z ławki Charlie V i Ben Gordon zrobili swoje, a nawet więcej. Villanueva zdobył 15 pkt i miał 8 zbiórek. Ben Gordon grał (za) krótko, ale miał niesamowitą serię w czwartej kwarcie (w tym akcja 3+1), czym ostatecznie odebrał Bucks chęć do pogoni. Warto też odnotować, że Gordon trafia w tym sezonie osobiste z 90% skutecznością. Wczoraj był 4 na 4. Bucks byli osłabieni brakiem Boguta i Delfino, ale ogólnie ich gra w tym sezonie rozczarowuje. Syndrom drugiego roku po break outcie??
Najwięcej asyst dla Pistons miał Rip Hamilton, który też ładnie ładnie trafiał po zasłonach. Stuckey był drugi w asystach z 7 dajmsami i pierwszy w punktach z 18ma na koncie. Generalnie, chciałbym żeby statystyki z tego meczu były średnimi w sezonie każdego gracza ... no, może prawie każdego. Austin Daye pojawił się dopiero w końcówce na 3.5 minuty. C'mon!! Jak zobaczyłem jak się rusza i składa do rzutów, przypomniałem sobie jak uzdolnionym jest graczem. Nie wiem na co Kuester czeka! Żeby chłopak obrósł tłuszczem na tej ławie czy co!! Nie rozumiem tego. Złe dla drużyny, złe dla zawodnika, który pierwszych 7-8 meczy wychodzi w podstawowej piątce, a potem bez powodu spada na koniec ławy. Nie powinien być wystawiany jak PF, ale powinien grać jako zmiennik Prince'a. Zasługuje na to!!
Ale cieszmy się tym co jest a akurat jest dobrze!!

może kiedyś ...


... Bill Laimbeer zostanie trenerem Pistons. Jako trener Detroit Shock zdobył trzy mistrzostwa WNBA. Teraz jego wkład w grę Minesoty jest trudny do ocenienia, ale powrót ulubieńca fanów do Motown, przynajmniej w roli asystenta, byłby wielki. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Minny jest tylko etapem w karierze Billa http://www.nba.com/video/teams/pistons/2010/04/20/BillLaimbeerMinnCoachm4v-1296124/index.html
Tymczasem, spójrzmy wstecz na złote czasy pierwszej klasy http://www.youtube.com/watch?v=ZenCOljfSzU&feature=related , http://www.youtube.com/watch?v=v7ZKBKIMEWY i intro http://www.youtube.com/watch?v=Sq6LkX1HRaY&feature=related

Grizzly? Niet, strielali!!


Pistons polegli sromotnie w Memphis. Wrażenia: Znów kryzys trzeciej kwarty. Rip Hamilton znów wyrzucony za dwa techniczne, tym razem w drugiej połowie, a nie na początku pierwszej. Memphis zdobyło 68 punktów w pomalowanym. Mimo takiego samego bilansu przed meczem, Memphis jest zdecydowanie lepszą drużyną ... ale nie poza zasięgiem. Rodney Stuckey miał 17 punktów i 1 (!!!) asystę. Ben Gordon oddał tylko 7 rzutów (!!!), 4 trafił, ale 0 na 3 za trzy. Mała ilość rzutów wynika oczywiście z "aż" 11 asyst drużyny w całym meczu. Will Bynum zagrał niezły mecz - 3 na 6 z gry, 4 na 4 osobiste. Bynum gra niby wolniej i wydawało by się uważniej, ale robi głupie straty i często źle dobiera swoje rzuty . Miejmy nadzieję, że ten mecz to przełamanie. Biorąc pod uwagę jak wolny i niezdecydowany był dotychczas w ofensywie Greg Monroe, naprawdę przyjemnie patrzyło się na to co robił w Memphis i to przeciwko nie byle komu, bo solidnemu Marcowi Gasolowi. Gasol miał 10 pkt i 6 zbiórek w 35 min, a Monroe 6 pkt, 8 zbiórek i blok w 21 min. Monroe ładnie się ustawiał na bronionej desce, był szybszy i skuteczniejszy niż dotychczas. Kilka razy pokazał szybkie ręce przechwytując i wybijając piłkę. Po jednym wybiciu z rąk Gasola, zrobił akcję coast to coast, zakończoną lay up'em po zwodzie. Trafił też 2 na 2 osobiste. Mam nadzieję, że to pozytywny przełom, bo zawodnik z tak miękką kiścią nie może rzucać długo na poziomie 38%.
Po meczu Kuester dał do zrozumienia, że możliwe są jakieś zmiany w składzie. Austin Daye grał tylko w końcówce, jak już było pozamiatane. Gordon powinien przynajmniej długo grać, a najlepiej dać mu spróbować sprawdzić się w roli startera. Charlie Villanueva powinien definitywnie wychodzić w pierwszej piątce. Wspomniany Daye powinien grać jako SF przynajmniej 20 min. Ciekawa wiadomość podaną przez komentatorów - ławka Pistons jest trzecia w lidze - nie wiem czy tylko pod względem zdobytych punktów. Jeżeli drużyna gra słabo, to chyba wskazuje, że ktoś z ławki powinien wskoczyć.
Pistons potrzebują dobrego podkoszowego. Plotkuje się o Z-Bo, który będzie wolnym agentem na koniec tego sezonu. Przeciwko Pistons Randolph zanotował swoje zwykłe, choć trochę ponad przeciętną 21 pkt, 14 zbiórek. He's a double-double guy!! Jeżeli Pistons staraliby się o Z-Bo, to ciekawe jak mogliby go wystawiać. Najbardziej pasuje na PF, gdzie mimo nie porażającego wzrostu, jest w stanie ograć właściwie każdego masą, szybkością, pracą nóg i dobrym rzutem z półdystansu i z dystansu. Pistons i to jest problem, mają graczy na pozycję PF. Villanueva robi coraz lepsze wrażenie, a Jonas Jerebko powróci p kontuzji do swojej formy, a to będzie dopiero początek. Z kolei na pozycji centra jest Greg Monroe, który o ile nie będzie na razie grał w pierwszym składzie i nie jest odpowiedzią na bolączki podkoszowe, ma być TYM graczem w przyszłości. Pistons więc bardziej potrzebują dobrego centra, za którym Monroe będzie się rozwijał. Z-Bo raczej nie jest centrem. Przy swojej sile na deskach, brakuje mu trochę wzrostu. Z drugiej strony można grać na dwóch wysokich PF/C, którzy będą się uzupełniać. W przypadku podpisania nowego podkoszowego, pewnie wchodziłaby w grę wymiana jakiegoś gracza Pistons. Moim zdaniem, Prince będzie grał, być może do końca sezonu, a finanse, które uwolni, zostaną, wraz z jakimś graczem/mi Pistons przeznaczone na podpisanie dobrego zawodnika frontcourt. Bo tego co Detroit potrzebuje , to klasowy gracz. Lider, który nie schodziłby poniżej pewnego poziomu i zawsze był opcją na obu końcach boiska. Przydałby się też rozgrywający ...
P.S.
Najwięcej asyst dla Pistons (4) miał Tracy McGrady i mimo skromnych statystyk, to on jest teraz graczem, który jest najdojrzalszy, najlepiej dzieli się piłką i podejmuje dobre decyzje. Prince jest tuż za nim i gra dłużej, ale frustracja co chwilę się z niego wylewa, a T-Mac po prostu gra i stara się podchodzić pozytywnie w szatni i na boisku. Wiadomo, jest w innej sytuacji, ale to jak się w niej znajduje budzi szacunek. Typ po prostu robi co należy, a w przypadku byłej gwiazdy i króla strzelców ligi, nie wydaje się ot takie proste. Brawo!!

sojusz teksańsko - niemiecki górą


Pistons polegli w Dallas, mimo że dali sobie rzucić tylko 88 pkt i tylko 18 w pomalowanym!!! Zabrakło dobrej egzekucji za 3. Charlie V. miał problem z faulami, a Austin Daye ... grzał ławę. Dobry mecz Tay'a Prince'a i T-Mac'a i wiecie co...!!? To nie do końca dobrze, bo T-Mac wchodząc za Prince'a wybił go na chwilę z rytmu. Przekleństwo dublowania potencjału na 2 i 3 ponownie się kłania!! O ile T-Mac i Prince się dublowali, to Austin Daye mógł pomóc rzutami dystansowymi, do których nie jest zdolny Jason Maxiell. Maxiell zagrał nieźle, ale Dirk Nowitzky, którego pilnował przez dużą część wieczoru, zdobył 42 pkt. Nie zaszkodziłoby wprowadzić Daye'a, który nawet jak nie broniłby lepiej Nowitzkiego, pomógłby w ofensywie.
Pod koniec Pistons znów grali niską piątką z Maxiellem na centrze i Princem jak PF i jednej zbiórki zabrakło im do kontrataku, który mógł wyrównać stan meczu. Tymczasem Nowitzky - bynajmniej nie pogromca tablic - zebrał długą piłkę w ofensywie i musiał być faulowany. Brawo Kuester!! Wiecie co z nim zrobić!!! Tak wyglądał mecz http://www.nba.com/games/20101123/DETDAL/gameinfo.html?ls=gt2hp0021000207#nbaGIboxscore a tutaj dobra analiza http://www.mlive.com/pistons/index.ssf/2010/11/three-pointers_good_teams_find.html
Kuwa, jaki ten Nowitzky brzydki połamaniec ... nie mogę na niego patrzeć...

Spurs on top

San Antonio Spurs wygrali z Orlando http://www.nba.com/games/20101122/ORLSAS/gameinfo.html poprawiając swój rekord do 12 - 1. Mają najlepszy bilans w lidze i jest to pewne zaskoczenie. Siła Spurs dalej opiera się na trio Duncan, Ginobili, Parker. Skład weteranów już od dwóch sezonów był skazywany na porażkę przez analityków. Mówiło się o ostatniej szansie i drzwiach do komnaty sukcesu zamykających się przed starzejącą się ekipą. Poza tym Spurs tradycyjnie nie byli widowiskowym zespołem konsekwentnie egzekwując swój half - court. Dwa lata temu odpadli z Dallas pierwszej rundzie play off. W zeszłym roku zmietli Dallas, ale zostali zmieceni przez Phoenix w drugiej rundzie. Teraz wyglądają naprawdę dobrze, choć pewnie nie jeden wciąż powątpiewa w ich końcowy sukces.
Jaka jest recepta Spurs na powrót na szczyt i co z tego wynika? Poza odchudzeniem Duncana, uzdrowieniem Ginobiliego i ciągle wysoką formą tych dwóch oraz Tony Parker'a, Spurs podpisali na przestrzeni ostatnich dwóch lat Richarda Jeffersona, który nie od razu zaczął spełniać pokładane w nim nadzieje (może miał moralniaka po tym jak odwołał swój ślub smsem w ... dniu ślubu), postawili na rozwój George'a Hilla, który zastępował kontuzjowanego Parkera w zeszłym sezonie, wybrali w drafcie 2009 DeJuana Blaira, mimo jego dwóch przebytych operacji kolan i to im się opłaciło, podpisali Tiago Splitter'a. Czyli raczej uzupełnili swój core zadaniowcami i młodzieżą. Nic nowego i nic wielkiego. Ale przy ustalonej i przynoszącej sukcesy od lat taktyce, nowi gracze są w stanie dobrze się rozwijać i uczyć się funkcjonować w systemie.
Czy nie była to lepsza strategia niż tą, którą obrało Detroit? Czy nie należało zostawić Bilupsa, który był sercem drużyny, dać odejść Rasheed'owi i McDyess'owi po sezonie 2008/09 i na ich miejsce podpisać młodych graczy, którzy uczyli by się grać w dobrze funkcjonującym systemie? Czytałem plotkę, że Billups mógłby wrócić do Detroit. He he!!
Jednocześnie nie mówię, że koncept Dumarsa był z góry skazany na porażkę. Nie był i gracze, którzy zostali pozyskani jeszcze mogą poprowadzić drużynę do sukcesu. Ale to wymaga dodatkowych ruchów i prawdopodobnie będzie bardziej skomplikowane niż startegia, którą przyjęli Spurs.

play off game in November

Pistons pokonali po dogrywce Wizards 115 : 110 http://www.nba.com/games/20101121/WASDET/gameinfo.html?ls=gt2hp0021000192#nbaGIboxscore Charlie Villanueva definitywnie podniósł głowę. 10 na 18 z pola, 4 na 6 za trzy, 25 pkt, 11 zbiórek, hustle, ostre i skuteczne wejścia pod kosz. Pod koniec regulaminowego czasu Villanueva był ustawiony do rzutu za trzy, nie dostał podania, więc szybko ściął pod kosz i zebrał na atakowanej tablicy. To jest to!! Ale szalę zwycięstwa przechylił Rip Hamilton, który w dogrywce zdobył 12 z 13 pkt drużyny przy 100% skuteczności. Blok T-Maca został blokiem wieczoru na stronie NBA http://www.nba.com/video/channels/top_plays/2010/11/21/20101121_botn.nba/?ls=iref:nbahpt2
Cała drużyna grała dobrze. Żeby dosypać trochę dziekciu do tego miodu, dodam, że w ten sposób uwidocznił się tłok na niektórych pozycjach. Rip był w gazie, więc Ben Gordon się nie nagrał. Co warte podkreślenia, Gordon ładnie dystrybuowął piłkę i oddawał do wolnych graczy przy podwojeniach. Jason Maxiell słusznie wyszedł w pierwszym składzie i zagrał dobry mecz, będąc najdłużej przebywającym na boisku graczem Pistons (!!!). O Villanuevie już pisałem. Skutkiem tego Austin Daye w ogóle nie zagrał.
Było widać zespołowość i mobilizację. Może to na tle Wizards, ale ci zagrali naprawdę dobry mecz. Teraz przed Pistons wycieczka do Dallas i Memphis. Zobaczymy, czy tam coś uda się urwać. Tak, czy inaczej, szczególnie w tym kontekście, było to bardzo potrzebne zwycięstwo.

shopping Prince

Tutaj przypomnienie, że Pistons nie koniecznie muszą sprzedawać Tay'a w tym oknie transferowym, bo jeżeli po sezonie nie przedłużą z nim umowy, albo on z nimi, będą mieli więcej opcji ma pozyskanie wolnego agenta http://www.mlive.com/pistons/index.ssf/2010/11/trade_rumors_involving_pistons.html , którym mógłby być np. Z-Bo. Tutaj krótka odpowiedź dlaczego to byłoby dobre http://www.youtube.com/watch?v=pXKeLpknvks
A tymczasem właśnie Memphis pojechało Miami http://www.nba.com/games/20101120/MIAMEM/gameinfo.html?ls=gt2hp0021000185#nbaGIboxscore Z-Bo zablokował Lebrona w przedostatniej akcji, a Rudy Gay rzucił nad LeBronem w ostatniej. Jakoś na razie głosy o Miami w finale przycichły. Z taką grą nie dojdą do finału konferencji, no dobra, dojdą ale go nie wygrają.

On the sidelines part 2.


... jeszcze a propos Portland, właśnie przegrali, świetny skądinąd, mecz. Dziwna drużyna to Portland i niestety pechowa. Z resztą często tak było. Pech związany z kontuzjami, albo czegoś brakowało. Kontuzje wielkiego Luke'a Waltona - ale zdobyli jedyna mistrzostwo w '77. W 1990 odprawili ich Pistons. Pamiętam finał '92 kiedy grali ze znienawidzonymi przeze mnie Bulls. Clyde "The Glide", Terry Porter, Jerome Kersey, Buck Williams, Kevin Duckworth (R.I.P). Yeah ... trzeba będzie coś o nich napisać. Potem niesławni Jailblazers, którzy roztrwonili wielką przewagę, żeby w 4 kwarcie przegrać z Lakers walkę o finał. Wracając do teraźniejszości, oprócz Odena, Blazers trapią kontuzje ich lidera i gwiazdy, Brandona Roy'a. Ostatnio Roy doznał kolejnej kontuzji kolana i chodzą słuchy, że musi pogodzić się z istotnym wpływem kontuzji na swoją karierę. Roy to naprawdę super gracz, który pozostaje trochę na boku, w obliczu medialnego kreowania Kevina Duranta na super gwiazdę. Oczywiście Durant na swoje zasługuje, ale mam wrażenie, że Roy jest trochę z boku dyskusji o przyszłych MVP ligi, a niesłusznie http://www.dailymotion.pl/video/x98p0y_brandon-roy-mix-i-love-this-game-hq_sport
Roya na razie nie ma, Odena oczywiście też nie. Portland i tak są mocni. Marcus Camby przeżywa drugą młodość. Lamarcus Aldridge jest coraz lepszy, moim zdaniem w piątce najlepszych PF ligi. Swingmeni, Batum, Wes Matthews są głodni gry. Andre Miller ma 34 lata i początkowo nie mógł się wpasować do drużyny. Teraz jedynym dowodem na jego wiek jest znajomość old school moves. A propos old school moves, wróćmy do mecz u i Ala Jeffersona. Cierpliwość, piwoty, up and under, świetna praca nóg ... jak ja to kocham. Ale Jefferson, choć był świetny (20 pkt, 14 zbiórek, 8 na 13 z gry), został zepchnięty na drug i plan przez C.J. Milesa, który trafił 7 trójek na 10 prób i zdobył w sumie 25 pkt. http://www.nba.com/games/20101120/UTAPOR/gameinfo.html?ls=gt2hp0021000189#nbaGIboxscore
Jazz są w niezłym gazie. Ale żeby rzucić wyzwanie Lakers przydałby się jeszcze jeden wysoki i lepszy PG. Raja Bell jakoś mnie nie przekonuje. C.J. Miles jest świetny, ale nie wiadomo jak grałby jako starter.

On the sidelines


Greg Oden przeszedł kolejną operację, po tym jak po poprzedniej odkryto mikro urazy w kolanie http://www.nba.com/2010/news/11/17/greg-oden-surgery/index.html Znaczy to ni mniej ni więcej tyle, że Grega nie zobaczymy w tym sezonie na parkiecie. Znowu ...
W ten sposób nr 1 w drafcie 2007 będzie miał rozegrane tylko 82 mecze na 4 sezony. Agent Odena nie negocjuje z Portland przedłużenia kontraktu, a sam zainteresowany powiedział, że w zaistniałej sytuacji to nie byłoby w porządku. Tymczasem, nr 3 draftu, Kevin Durant, podpisał nowy lukratywny kontrakt i jest kreowany na następce Kobe'go i LeBrona. Cóż, z punktu widzenia Odena należy przestać oglądać się na innych i zastanawiać się co by było gdyby. Łatwo powiedzieć ... Ciągle pozostaje pytanie czy z Odena coś w ogóle będzie, tzn. czy będzie grał, bo jak gra to radzi sobie całkiem nieźle: 9.4 pkt, 7.3 zbiórek, 1.4 bloku na mecz - to bardzo przyzwoite statystyki, szczególnie biorąc pod uwagę, że Oden ma dopiero 22 lata.
Blazers są mocno przygnębieni zaistniałą sytuacją, ale niewykluczone, że mimo tego, klub zaproponuje Odenowi przedłużenie kontraktu za jakieś niewielkie pieniądze. Tylko oczekiwania trzeba będzie zmienić na "a nuż coś z tego będzie" zamiast dotychczasowych "mamy młodego, wysokiego centra, który pomoże nam zdobyć mistrzostwo". Inną opcją jest odpuszczenie Odena, który stałby się wolnym agentem po zakończeniu sezonu. Czy Detroit powinno być zainteresowane? Każdy klub z brakami z przodu i dobrym sztabem medycznym powinien być zainteresowany. Oden pewnie nigdzie nie dostanie dużych pieniędzy, ale jeżeli uda się go doprowadzić do sprawności może okazać się inwestycją o wielokrotnym przebiciu. Było już wielu graczy, którzy wyniszczeni przez kontuzje, odbudowywali się, żeby w zdrowiu grać przez kolejnych kilka lat - McDyess w Detroit, czy Grant Hill, który w Phoenix chyba pije eliksir młodości, albo jest na ziółkach Pai Meia, bo w wieku 38 lat biega, skacze i rzuca jak 20 latek ... no, rzuca pewnie lepiej. Właśnie, Oden prawdopodobnie najlepiej odbudowałby się w Arizonie, gdzie mają najlepszych lekarzy w lidze, ale nie wiadomo, czy w ogóle będzie taka opcja. Nie wiem też jakie potrzeby będzie miało Detroit po zakończeniu tego sezonu, ale można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że Pau Gasol, czy Dwight Howard nie będą grali w koszulkach Pistons, więc powinniśmy uważnie przyglądać się Odenowi jako opcji dodatkowej przy zabezpieczaniu formacji frontowych.
Jednak kwestią otwartą pozostaje, czy Oden ma naprawdę tylko 22 lata. Wygląda jakby miał tyle co numer na koszulce, czyli 52 ... cóż, przynajmniej umie się dobrze bawić;-)

Far far away...

Pistons przegrali u siebie z Lakers. Rip Hamilton został wyrzucony po 5 minutach za dwa techniczne. Chciał wywierać presję na Kobe'go, ale Kobe'mu gwiżdże się faule częściej niż innym, a Rip miał jeszcze coś do powiedzenia, więc ... Ben Gordon i Charlie V nie wykazali się swoją dotychczasową skutecznością i szanse Pistons na wygranie tego meczu zmalały prawie do zera. Nie był to blowout i Pistons dzielnie trzymali się w pierwszej połowie, ale tak znany, choć nie tak dramatyczny kryzys trzeciej kwarty, przesądził sprawę. Dla drużyny takiej jak Lakers to był aż nadto wystarczający powód żeby wypracować bezpieczną przewagę, posadzić starterów na ławkę i spokojnie dograć do końca. Na ostatnie kilka minut na parkiecie pojawił się Chris Wilcox, co jest dobrym sygnałem. Niczego to nie zmieniło, ale wyglądał przyzwoicie. Uwaga, Greg Monroe zaliczył dunk, nie lay up, prawdziwy wsad!!
A propos, Monroe został krytycznie podsumowany http://www.mlive.com/pistons/index.ssf/2010/11/greg_monroes_rookie_season_off.html i tu http://www.pistonpowered.com/2010/11/an-extremely-high-rate-of-greg-monroes-shots-get-blocked/ Trudno się nie zgodzić z zarzutami, ale osobiście jestem przekonany, że Monroe się rozwinie, a zagubienie i nieporadność są tylko bolączkami wieku dojrzewania. Powodem mojego optymizmu jest fakt, że problemem Monroe'a, w przeciwieństwie do większości podkoszowych pierwszoroczniaków, nie jest surowość. Oczywiście, będzie się polepszał wraz z ograniem, ale tego czego mu trzeba to większe zdecydowanie, szybsze podejmowanie decyzji i kontrola ruchów. Jak podkreśla Patrick Hayes z Piston Powered, problemy Monroe'a na lini rzutów wolnych wynikają z bloków psychicznych. To samo dotyczy braku zdecydowania w ofensywie. Ale przy tym braku widać, że chłopak ma dobrą technikę, na co wysocy debiutanci w NBA muszą nie raz pracować latami. Stawiam, że pewność siebie i większa fizyczność w grze Monroe przyjdzie zdecydowanie szybciej. W collegu nie wyglądał na spętanego http://www.youtube.com/watch?v=vnMEmDeteMc Swoją drogą przydałby mu się jakiś mentor, pod skrzydłami którego rozwinąłby swój ofensywny repertuar. Niestety ostatni klasyczny center Pistons, który grał w ofensywie to Bob Lanier w latach 70tych http://www.youtube.com/watch?v=O12jD3gnkL0&feature=related

O włos

Golden State są teraz 7 - 4 a Detroit 4 - 7. Warriors to już nie śmieszny Nellie ball tylko dobrze zorganizowana drużyna z Monte Ellisem, który jest aktualnie najlepszym strzelcem ligi i Stephenem Curry. Ale David Lee jest kontuzjowany, a Pistons wygrali z już nimi u siebie. Niestety przegrywając 23 pkt do przerwy, nie udało się, mimo zaciekłej pogoni, wygrać tego meczu. Warriors prowadzili momentami 32 pkt w drugiej kwarcie.
Prawie udaną pogoń drużyna zawdzięcza raz jeszcze Benowi Gordonowi i Charliemu V, którzy zdobyli 14 i 18 pkt grając tylko 18 i 25 min. Gordon miał niesamowitą serię w czwartej kwarcie i gdyby nie zaczął siłować rzutu jak przestało wpadać, mógł doprowadzić do końcowego sukcesu. Nie będę się już rozpisywał nad zbyt krótkim czasem gry dla obu panów. Oczywiście nie jest pewne, czy wychodzą w pierwszej piątce i grając ponad 30 min, zachowaliby skuteczność i grali wystarczająco dobrze w defensywie, ale chyba warto spróbować. W przypadku Gordona, taki scenariusz już zdął egzamin i co? I nic!!
Austin Daye wrócił do podstawowego składu i przedłużył swój rekord trafionych trójek do 10, żeby w końcu raz spudłować. Ponownie nie grał dużo w drugiej połowie, ale na początku było przyjemnie patrzeć jak ładnie składa się do rzutów i trafia!!
Maxiell dla odmiany grał niecałe 6 min, a Monroe 18. Żaden nic wielkiego nie pokazał, moze oprócz bloku Monroe'a, który został wykonany gdy piłka była w szczywtowym momencie lay up'a.
Tay Prince znowu starł się z Kuesterem, który się nieźle wściekł, ale wystawił Prince'a w drugiej połowie i nie krytykował go w mediach. Co do Prince, a, to zaczął mecz 3 na 3 i potem dołożył jeszcze kilka. Ale w samej końcówce nie zauważył (??) pod koszem niekrytego Stuckey'a, który skakał i machał rękami, jakby się topił, a i tak się na podanie nie doczekał.
Mecz był dramatyczny - typowy mecz dwóch połów - i przez to interesujący. Rotacje Kuestera znów pozostawiają wiele do życzenia. Gubi przydatnych zawodników na ławce i jak wierzyć plotkom, oprócz Stuckey'a, Prince'a, również Austin Daye i Ben Gordon wyrażali swoje niezadowolenie z pomysłów trenera. Gdzie to prowadzi? Na razie nigdzie. Prince pewnie zostanie sprzedany, chociaż patrząc na jego umiejętność czytania gry, trudno go będzie dobrze zastąpić. Mimo tego powinien odejść, żeby zwolnić miejsce Daye'owi, a ciężar rozgrywania i podejmowania decyzji musi unieść ktoś inny (nie koniecznie jeden gracz). Konflikty z trenerem mogą być tym, co przekona Dumarsa do rozstania z Tay'em. Natomiast, jak Pistons zostaną sprzedani, nie liczyłbym na to, że Kuester długo popracuje. Chyba, że odejście Prince'a, tudzież lepsza passa poprawi stosunki w zespole.
Teraz wśród najwięcej grających są wyraźnie dwa, albo trzy obozy. Weterani - Wallace, Hamilton, Prince, młodzi - Daye, Stuckey, Villanueva, Gordon. Poza stosunkami osobistymi, ci gracze prezentują zupełnie różne style i kiedy na boisko wchodzi 2nd unit, wygląda jakby grała inna drużyna. Ma to swoje zalety, ale czas zacząć scalać ekipę, żeby wykorzystywać różnorodność talentów, a nie pielęgnować frakcje.

Yeah!!!


Po niezłym meczu Pistons pokonują Kings 100 : 94 http://www.nba.com/games/20101114/DETSAC/gameinfo.html?ls=gt2hp0021000140#nbaGIboxscore
Kuester zaproponował niezłe rotacje. W pierwszej piątce wyszli weterani Wallace, Hamilton, Prince, Maxiell, Stuckey. Greg Monroe miał swoje 15 min, podczas których zdobył 6 pkt i miał 8 zbiórek. Charlie V i Ben Gordon grali po ok 25 min, byli na boisku w końcówce zapewniając Detroit zwycięstwo - szczególnie rzut Gordona z rogu, za 3 po podaniu Prince'a przesądził sprawę. Kilka razy błysnął też Y-Mac, m.i.n trafiając dwa fade away'e. Starterzy zaczęli pierwszą i trzecią kwartę, a reszta wchodziła sukcesywnie. Niezły pomysł, ale nie wszystkie decyzje trenera były idealne. Po pierwsze, Austin Daye w ogóle nie zagrał. Nie chodzi o kontuzje, więc trudno coś wywróżyć. Biorąc pod uwagę formę Bena Gordona, 25 min to zdecydowanie za mało. Pistons nie grali small ball, ale to nie jest powód, żeby najlepszy strzelec grał tylko pół meczu. Villanueva też zasługuje na trochę więcej. Monroe miał niezły dzień, szczególnie na deskach i w takiej sytuacji powinien grać trochę dłużej, tym bardziej, że Jason Maxiell był przyzwoity, ale nie świetny.
Poza decyzjami trenerskimi, Pistons nadal męczy dziura w środku. Carl Landry i Samuel Dalembert regularnie dobijali niecelne rzuty.
Demarcus Cousins grał 25 min, pokazał kilka dobrych ruchów pod koszem, ale szybko złapał 4 faule, w tym jeden techniczny. Statystyki miał identyczne jak Monroe, który grał 1o min krócej.
Ogólnie wyglądało to nieźle. Pistons wygrali drugi z trzech dotychczasowych meczy na obecnym West Coast trip. Dzisiaj ostatni mecz z Golden State. Go Pistons!!!

Sensacja!!

Coach drużyny NBA Detroit Pistons John Kuester, po lekturze wpisów bloggera z Polski, wystawił na dłużej Jasona Maxiella, który odpłacił się dobrą grą, w tym kluczowymi osobistymi trafionymi w końcówce. Pistons wygrali po dogrywce z Clippers, a wyglądał to tak http://www.nba.com/games/20101112/DETLAC/gameinfo.html Maxiell był ważny, ale największy wkład w zwycięstwo miał Charlie Villanueva. Zebrał tylko jedną piłkę, ale grał intensywnie w obronie i miał dobre zastwienia. Aaa i zdobył 30 pkt. Przy świetnej skuteczności. Dużo można by pisać o tym kim Villanueva nie jest, ale widać, że typ się poprawia - broni lepiej, świetnie rzuca za 3 i wydoroślał. Mówi, że chętnie wchodzi z łąwki, nie zaczyna niepotrzebnych dywagacji, bardziej skupia się na grze.
Clippers grali bez Barona Davisa i Crisa Kamana. I czym tu się podniecać ... Tym bardziej, że Karen Davidson nie osiągnęła porozumienia z Mikiem Illitchem i ponownie otworzyła proces składania ofert na kupno drużyny, hali etc.

Joe D


Na PistonPowered wzruszający tekst o Joe Dumarsie http://www.pistonpowered.com/2010/11/the-rise-and-fall-of-joe-dumars/ i jeszcze wideo a propos http://www.youtube.com/watch?v=q4gJzXm7F5E

Jazz thing

http://www.youtube.com/watch?v=2AYZvqcGKV8
Gra Jazz była ostatnio jak ten kawałek, albo lepsza i nie można o tym nie wspomnieć. Przedwczoraj wygrali na wyjeździe, po dogrywce, z Heat, a Paul Milsap rzucił 46 pkt!!! W końcówce regulaminowego czasu trafił 3 trójki, co dotychczas, mówiąc delikatnie, nie było jego domeną http://www.youtube.com/watch?v=HCiHOpNJXnc&feature=player_embedded
Po tak wyczerpującym meczu Jazz znów musieli odrabiać straty, żeby wygrać z Magic 104 - 94 http://www.nba.com/games/20101110/UTAORL/gameinfo.html?ls=gt2hp0021000109#nbaGIboxscore Podobno gracze narzekali na brak wzajemnego zrozumienia. Trudno się dziwić. Z poprzedniej pierwszej piątki jest w zasadzie tylko Derron Williams. Milsap dużo grał, ale była raczej zmiennikiem Boozera, a Kirilienko dopiero wracał po kontuzji. Teraz Jazz grają niskim centrem Al'em Jeffersonem, niskim PF Milsapem i wysokim SF, Kirilienko. Jak przekonał się w starciu z Big Alem Dwight Howard, post moves się przydają. Jefferson nie jest eksplozywny, ma dużą masę i bardzo eleganckie piwoty, pump faki i rzuty jedną ręką ala Olajuwon. Kirilienko gra bardzo intensywnie w obronie. Mecz w końcówce przejął D Will, który chyba jednak zaczyna się zgrywać z kolegami. a Jerry Sloan ... może właśnie hoduje najpoważniejszego contendera dla Lakers na Zachodzie.

Ripped in Rip City

Blazers - Pistons 100 : 78
Blazers są po prosty lepszą drużyną. Mocną na każdej pozycji. W pierwszej kwarcie rzucali ze skutecznością ponad 70%. Myślicie, że to wynik słabej defensywy Pistons? Nic z tego. Lamarcus Aldridge i inni rzucali po prostu przez ręce dobrze ustawionych obrońców. Shit happens!! Nie było to takie złe, biorąc pod uwagę, że Pistons rzucali ze skutecznością 60%!! W drugiej, wygranej, kwarcie odbili się trochę i na połowę schodzili tylko z 8 punktowym deficytem.
Jednak znowu nie byli w stanie odbić w trzeciej kwarcie. Nie wyglądąło nawet jakby zupełnie stanęli, ale Portland przyspieszyło i powiększyło przewagę do 11 pkt przed 4 kwartą, kiedy już kompletnie dominowali.
Dziura w środku ponownie była widoczna. Pistons nie mieli odpowiedzi na Marcusa Camby'ego, Aldridge'a i ścinających swingmenów. Greg Monroe był wolny i nieskuteczny. Miał ładną asystę i jeden pół hak, ale to o wile za mało. Pistons grali czasami niskim składem i to też nie przynosiło efektu, bo zwłaszcza Ben Gordon, a także Austin Daye nie byli obsługiwani podaniami. Gordon grał tylko 23 min i oddał 7 rzutów!! Przy nie najlepszej dyspozycji Hamiltona, a nawet mimo niej, Gordon powinien grac przynajmniej 30 min i oddawać dwa razy więcej rzutów. To samo dotyczy Charliego V, za sprawą którego, Pistons wygrali drugą kwartę. Należy dodać, że Villanueva zasłużył się również w defensywie, blokując, przechwytując, zbierając i wybijając piłki.
Wracając do dziury pod koszem, jest taki gość, który grał dobrze pod koniec zeszłego sezonu, jest zawziętym obrońcą i mimo niewielkiego wzrostu robi sobie miejsce pod koszem, zbiera, blokuje. Nazywa się Jason Maxiell i od siedzenia na ławce chyba już się nabawił hemoroidów. I tutaj dochodzimy do kluczowej sprawy, mianowicie John Kuester ma swoje różne pomysły na rotacje, które realizuje. Problem w tym, że chyba zbyt się do nich przywiązuje i nie czyta gry. Odciąć od piłek najlepszych strzelców, trzymać energetycznego podkoszowego na ławce, kiedy przegrywa się w pomalowanym 26 do 46!!! WTF!!?? Można by zapytać. Tego meczu i tak Pistons pewnie by nie wygrali, ale lepsze kierowanie drużyną by im pomogło i przechyliło szalę zwycięstwa w sytuacjach, gdy jest ono w zasięgu ręki.

Już niedługo


Jak podały różne serwisy, nabywca Pistons Mike Illitch powiedział, że zbliżają się do sfinalizowania umowy. Potwierdził też, że zamierza zbudować nową halę dla Pistons i Red Wings w centrum miasta http://www.mlive.com/pistons/index.ssf/2010/11/mike_ilitch_were_getting_close.html
No to jazda!! Jak tylko kupi drużynę, niech spuści ze smyczy Joe Dumarsa, a ten niech przystąpi do budowy kolejnego Frankensteina, który zmiażdży konkurencję!!!

Step by step

Pistons wygrali drugi mecz rzędu i drugi mecz w sezonie pokonując Golden State 102 - 97. Całkiem niezły mecz - wyrównany, oba zespoły grające swoje, no i zwycięski;-) Rodney Stuckey i Rip Hamilton wybiegli w pierwszej piątce i byli najlepszymi zawodnikami meczu - Stuckey 21 pkt i 9 asyst, Rip 27 pkt. Dziwił trochę brak minut dla Bena Gordona, który zagrał w sumie 25 min, zdobywając tylko 7 pkt. Miał za to 6 asyst. Hamilton przejął rolę Gordona i po kiepskim starcie zaczął trafiać prawie wszystko. Dobrze zagrał też Charlie V, który miał double - double (16 pkt, 10 zbiórek). Backcourt Pistons był w zasadzie całkowicie zmieniony od poprzedniego meczu, bo McGrady prawie się nie pojawił, a Will Bynum grał trochę ponad kwadrans.
Zastanawia praktycznie nieobecność Big Bena w drugiej połowie kolejnego meczu. Wallace gra na początku i trochę w 3 kwarcie. Greg Monroe, który go zastępował, nie zagrał najlepszego meczu, ale zebrał i przechwycił parę ważnych piłek i ogólnie był aktywny. Jednak w samej końcówce Monroe zszedł za Tay Prince'a, co sprawiło, że jako center został Charlie V, a oprócz Prince'a, akompaniowało mu 3 obrońców. Odważna i dziwna decyzja, bo, postawię tutaj kontrowersyjną tezę, zbiórki też się liczą. Ale Pistons udało się utrzymać prowadzenie, a gra Villanuevy w obronie była miłym zaskoczeniem. Może nie było to takie złe rozwiązanie, biorąc pod uwagę, że Warriors bazują na szybkości i rzucie z dystansu.
Pistons grali klasyczny half court - wolno, cierpliwie i o ile trzymali się tego planu wszystko szło dobrze. W trzeciej kwarcie stracili prowadzenie, ale udało im się przejąć inicjatywę i wycisnąć zwycięstwo. W końcówce, przy stanie 100 - 97, Stuckey stracił piłkę, a Stephen Curry minimalnie przestrzelił trójkę. A wyglądało to tak http://www.nba.com/games/20101107/GSWDET/gameinfo.html?ls=gt2hp0021000091#nbaGIboxscore Tutaj jeszcze super dunk Stuckey'a z podania Wallace'a http://www.nba.com/video/channels/top_plays/2010/11/07/20101107_dotn.nba/
Co ważne, Pistons zaczęli wyglądać jak drużyna - mieli 27 asyst i cierpliwie szukali najlepszej opcji w ataku. Tak trzymać!! Tym bardziej, że teraz przed nimi trudna seria wyjazdowa na Zachodzie. Dobrze by było wygrać chociaż jeden mecz, a dwa super.

Cenię Szerszenie


Jako dzieciak kibicowałem Charlotte Hornets, więc sentyment do barw pozostał. Jednak współcześni Hornets nie przekonywali mnie swoim stylem. Zespół wydawał mi się zbyt zdominowany przez Chrisa Paula, który choć genialny, za dużo kozłował i zabierał grę kolegom. Ponadto Hornets byli uwikłani w złe kontrakty Emaki Okafora, Peji Stojakovica i Jamesa Poseya. Dodać do tego problemy ze sprzedażą drużyny i wydawało się, że lata 2007, 2008 to najlepsze co przydarzyło się Szerszeniom, a teraz czeka ich długi okres przeciętności. Sfrustrowany, szczególnie po zwolnieniu trenera Byrona Scotta na początku zeszłego sezonu, Paul zaczął naciskać na kierownictwo a plotkom o jego transferze nie było końca. Przed sezonem Hornets wymienili utalentowanego rookie Collisona do Pacers w czteroteamowym dilu, pozyskując Trevora Arizę z Houston. Pozbyli się też Poseya a podpisali Marco Belinelliego z Toronto, Williego Greena, DJ Mbengę, Jerryda Bailesa, Jasona Smitha - jednym słowem, wielu role players.
Być może najważniejsza zmiana nastąpiła na stanowisku coacha, które objął były asystant z Portland, Monty Williams. 38 letni Williams stał się tym samym najmłodszym obecnie coachem w lidze.
W preseason Hornets byli dalecy od formy, notując katastrofalny bilans 1- 7. Jednak wraz ze startem sezonu, coś zaskoczyło. Hornets mają bilans 6 - 0 i są jedną z trzech niepokonanych drużyn w lidze. Paul dalej błyszczy, ale nie dominuje tak piłki na koźle, skupiając się na otwieraniu partnerów i grze zespołowej - tego niby nigdy mu, jako liderowi asyst, nie brakowało, ale teraz często po prostu puszcza piłkę w ruch, a w ofensywie uczestniczy cała drużyna. David West powraca do swojej formy z nie tak odległych czasów all star, a Emeka Okafor to taki niedźwiedź, który obudził się z zimowego snu i notuje statystyki na poziomie 12.3 pkt, 8.3 zbiórki i 2.2 bloki na mecz. Swingmeni też prezentują się solidnie, a cały zespół dobrze dzieli się piłką i utrzymuje dużą intensywność po obu stronach boiska.
Biorąc po uwagę, że pośród tych, którzy musieli uznać wyższość NOH są Denver, San Antonio, Houston, Miami, Milwaukee, ciężko mówić o przypadku. Hornets mogą być największą pozytywną niespodzianką sezonu. Na Zachodzie są dla mnie najfajniejszą drużyną!!

Uff ... !!!

Nareszcie!!! Po pięciu porażkach w meczach, z których dwa można było wygrać, Pistons odbili się od dna i pokonali u siebie Charlotte Bobcats 97 - 90.
Widziałem to na własne oczy dzięki dobrodziejstwu league pass. Pistons prowadzili 32 - 15 po pierwszej kwarcie i to prawdopodobnie zadecydowało o zwycięstwie. Bobcats prawie wyrównali w trzeciej kwarcie, ale w końcówce Pistons odskoczyli zachowując prowadzenie 72 - 64 przed decydującą częścią gry. W czwartej Bobcats prawie wyrównali, lub może nawet wyrównali, ale Pistons ponownie odskoczyli na kilka punktów - penetracja Ripa na 2+1, ważna zbiórka Monroe'a i skuteczność na linii rzutów wolnych przypieczętowały pierwsze zwycięstwo w sezonie.
Detroit zaczęło ustawieniem weteranów - Tracy McGrady zastąpił odsuniętego od meczu Stuckey'a, Ben Gordon wyszedł w pierwszym składzie, Prince, Daye, Wallace dopełnili piątkę.
McGrady grał jako playmaker i był to bardzo solidny występ. Rozważnie i cierpliwie obdzielał kolegów piłkami, dwa razy pokazał, że pierwszym krokiem jest w stanie minąć obrońcę. Był naprawdę efektywny. Skończył z 10 pkt, 2 asystami, 2 przechwytami w 23 min. Jak tak dalej pójdzie, będzie liczącym się elementem drużyny.
Prince często brał na siebie ciężar rozgrywania i ustawiania drużyny pod zagrywki. Był agresywny w ofensywie i zaangażowany. Nie wiem czy frustracja, którą często wyrażał gestami wynikała z woli walki, czy ogólnej irytacji na drużynę, świat, etc.
Wallace nadał odpowiednią intensywność w obronie na początku meczu. Przechwyty, wybicia, zbiórki, do tego dwa wsady, po ładnych podaniach od McGrady'ego.
Austin Daye rzucił dwie trójki w pierwszej kwarcie, potem raczej zniknął z pola widzenia. Był aktywny w defensywie, ale w drugiej połowie nie grał długo.
Ben Gordon - najjaśniejszy punkt w ofensywie. Trafiał równo i regularnie. Rzucał po zasłonach lub kreował swój własny rzut po koźle. Gordon nie umie rozgrywać, ale jeżeli będzie kontynuował swoją passę w ofensywie, nie widzę jak miałby nie grać w pierwszym składzie. Grał 40 min, najwięcej w drużynie, często razem z Ripem.
Hamilton nie miał dobrego dnia w ofensywie - 2 na 7 z pola, za to trafił ważne punkty w końcówce a na linii był 11 na 11.
Will Bynum wrócił po lekkiej kontuzji i ponownie został poobijany. Nie był zbyt skuteczny, ale grał ze swoją normalną szybkością i zaangażowaniem.
Charlie V trafił buzzer beatera za 3 na koniec 3 kwarty. Przypominało to trochę jeden z rzutów McGrady'ego z pamiętnego meczu Rockets - Spurs, kiedy zdobył 13 pkt w 33 sekundy. Wracając do Villanuevy, był skuteczny, ale grał tylko 23 min.
Greg Monroe, którego zostawiłem na koniec, choć wcale w meczu na końcu się nie znajdował. Zagrał 20 min, miał 6 zbiórek, w tym 4 ofensywne (najwięcej ex equo z Wallacem), 9 pkt przy niezłej skuteczności, blok i asystę. To wszystko można wyczytać ze statystyk. Czego nie można wyczytać to, tego że był na boisku w kluczowych, końcowych minutach meczu. Był zestawiony z resztą pierwszej piątki i właściwie zastąpił Wallace w drugiej połowie. Był bezbłędny z osobistych (3 na 3), miał ważną asystę do Gordona, który trafił za 3. Zebrał też kluczową piłkę w końcówce. Przeprowadził ładną akcję solową, post upując Geralda Wallace i trafiając półhakiem z półdystansu. Piszę o tym tak wyczerpująco, gdyż bardzo liczę na rozwój Monroe'a. Z cało meczowych obserwacji stwierdzam, że Monroe jest naprawdę duży. Ze swoimi szerokimi ramionami wyglądał niemal jak Frankenstein, a zawodnicy rozmiaru Tyrusa Thomasa wyglądali przy nim jak szczypiorki. Monroe nie biega zbyt szybko i sprawia wrażenie jakby nie do końca panował nad swoimi ruchami - jak szczeniak, który szybko rośnie i nie koordynuje swojego ciała. Stąd zapewne przylgnęła do niego łatka sofciaka. Jednocześnie ta pozorna miękkość i brak dynamiki są połączone ze świetną pracą nóg, dobrym timingiem, i miękką kiścią. Poza tym, jak już pisałem, jest duży i umie się ładnie zastawić. Bardzo interesująca to persona ;-)) Go Greg!!! Go Pistons!!!
Wracjąc do meczu, gdyby Bobcats nie byli tak płytcy w ofensywie, Pistons ponownie mogliby zostać skarceni. Nie było tu wielkiej gry, poza pierwszą kwartą, ale plan taktyczny był przyzwoicie realizowany. Pistons, szczególnie pod nieobecność Stuckeya grają klasyczny half court i o ile dobrze się komunikują, taki styl przynosi efekty. Teraz trzeba wygrać u siebie z Warriors i zacząć próbować budować coś od tego.

Detroit najgorszą drużyną w lidze. It's official ...

To był mecz z serii "gramy dobrze, stajemy w końcówce" - jednej z dwóch serii, obok "gramy źle cały mecz", choć można jeszcze wyróżnić podgrupę "gramy dobrze w pierwszej połowie, a w drugiej nie". Pistons ulegli Hawks 85:94. Wynik nie dziwi, ale porażka jest bolesna, bo Pistons prowadzili jeszcze na początku czwartej kwarty, żeby stanąć w końcówce. Duża w tym zasługa Charliego V, którego słusznie chwaliłem za zasługi w ofensywie, ale obrona jest dalej dużym problemem. W końcówce był niszczony przez Ala Horforda, któremu z kolei wcześniej dobrze stawiał czoła Greg Monroe. I tu dochodzimy do jednego z niewielu pozytywów. Monroe grał 27 min, więcej niż Ben Wallace. Miał 8 zbiórek, ponownie najwięcej w drużynie, w tym 6 ofensywnych (!!), 7 pkt, 3 asysty, ograniczył też faule (3) i nie miał straty. O ile ciągle nie może znaleźć rytmu w ofensywie (3 na 9 z pola i 1 na 4 z wolnych), jest prawdziwą bestią na tablicach i walczy o bezpańskie piłki. Zgodnie z przewidywaniami dobrze asystuje. W tym meczu powinien mieć 5 asyst, niestety Daye i Gordon nie byli w stanie wykończyć lay upów. Nie oglądałem ostatnich meczów. Widziałem Monroe'a w obszernych skrótach przeciwko Celtics i te 10 zbiórek, które miał nie było bez presji, w końcówce, kiedy mecz był rozstrzygnięty. To była prawdziwa walka. Z kolei w okolicach pomalowanego, jak Monroe dostał piłkę, dobrze stabilizował pozycję, czekał i ładnie odgrywał do wchodzących. Chłopak się rozwija i to w szybkim tempie. Aktywność na tablicach jest tym, co miało być jego słabością , a jest odwrotnie. Brak płynności w ofensywie minie, a wtedy może okazać się , że Greg Monroe jest dobry w każdym aspekcie gry.
Kolejny pozytyw to Ben Gordon, który wyszedł w pierwszej piątce i ponownie był najlepszym strzelcem drużyny. Hamilton nie grał w tym sezonie najlepiej, a teraz leczy drobny uraz. Na pewno jest wszechstronniejszym graczem od Gordona, szczególnie ze względu na wzrost i grę w defensywie. Jednak przy ustawieniu Gordona ze Stuckey'm niedostatki wzrostu nie są tak dotkliwe. Gordon ma flow i trzeba to wykorzystać. Pamiętam jak odchodząc z Chicago mówił, że chce grać w drużynie, która ma "winning culture". No to ma he he!!
Stuckey ściął się z Kuesterem i został zdjęty na całę drugą połowę meczu. Cytując za http://www.detroitbadboys.com/ "What's most frustrating is the fact that Stuckey's benching clearly cost the Pistons (...), after building a 48-44 lead at halftime, the Pistons were outscored 37 to 50 in the second half, with most of the damage coming on Atlanta's 14-4 run in the final five minutes."
Myślę, że zawodnicy powinni jednak zacisnąć zęby i współpracować razem z trenerami, żeby wyjść z tego impasu. Trudno się spodziewać, że Dumars nagle zwolni Kuestera i zatrudni Doca Riversa, czy Jerry'ego Sloana;-)) Swoją drogą, jak pracowity i oddany sprawie Q by nie był, nikt chyba nie myśli, że jest opcją na poprowadzenie zwycięskiej drużyny. Zanim zatrudnił Q, Dumars podobno flirtował z Averym Johnsonem. Różnicę między panami można było zobaczyć w pierwszym meczu w New Jersey, kiedy w końcówce Johnson wprowadził skuteczną taktykę faulowania Bena Wallace i aktywnie proponował zawodnikom nowe zagrywki, co przyniosło zwycięstwo. NJ, których potencjał nie jest znowu tak większy od Pistons, mają rekord 2 -2, a Pistons 0 - 5 ... Bagno!!!

Pistons poddają się Celtics. Jest źle.


Dobrze, że tego nie oglądałem. Oprócz porażki http://www.nba.com/video/games/pistons/2010/11/02/0021000049_bos_det_recap.nba/?ls=iref:nbahpt2 zaczął się też ferment na linii coach - gracze oraz gracze - kibice. Kuester skrytykował drużynę za brak woli walki, Ben Wallace powiedział , żeby go do tego nie mieszać, a Prince, że OK, ale niech Kuester też popatrzy na siebie. W zaistniałej sytuacji taki ferment nawet byłby dobry , o ile prowadziłby do jakiś zmian - wymiana zawodnika, zmiana trenera. Niestety na nic takiego się nie zanosi w najbliższym czasie, bo jak pisze publicysta Chris Iott "Angry Pistons fans can wring their hands and post angry entries on their blogs and do whatever else makes them happy, but there will be no housecleaning anytime soon. Kuester is not going anywhere. Neither is Prince. For that matter, neither is Richard Hamilton, Joe Dumars or anyone else. No matter what Dumars says publicly, it is not business as usual at The Palace these days. Businesses that are in the middle stages of going through a sale do not move forward".
Cóż, ma nadzieję, że drużna niedługo zostanie sprzedana. Podobno Karen Davidson i nowy potencjalny nabywca, Mike Illitch są w fazie uzgadniania kontraktu, co może trwać do miesiąca, a zaczęło się jakieś 2-3 tygodnie temu. Nie oznacza wszakże, że ten proces musi się zakończyć porozumieniem - jest to po prostu wymóg prawny.
Z serii małe a cieszy: Austin Daye zagrał ponownie z poświęceniem w defensywie, ale tym razem dołożył też produkcję ofensywną, zdobywając 16 punktów w niespełna 27 minut. Greg Monroe grał 18 min, był 0 na 6 w rzutach, ale zebrał 10 (!!) piłek, najwięcej w drużynie - 7 w obronie i 3 na atakowanej tablicy. Jeżeli, to jest to krytykowane bycie "soft", to mi to nie przeszkadza. Ben Gordon, Rodeny Stuckey i Charlie V mieli każdy przyzwoity mecz, potwierdzając, że powinni być w planach drużyny na przyszłość.
Mam nadzieję, że pozytywne zmiany przyjdą wcześniej niż później, bo inaczej aż mi się chce przyjąć postawę "obudźcie mnie jak to się skończy".

J-Smooth i Mały Gasol na rynku...??


Przeważnie staram się nie wywlekać swoich transferowych pomysłów na forum, bo żeby solidnie podejść do tematu, trzeba dobrze przeanalizować wartość kontraktów, salary cap, etc. A i tak nie da się wejść za kulisy kuchni generalnych menadżerów, którzy mają kolejne sto uwarunkowań odnośnie potencjalnych wymian. A jednak niusy, które pojawiły się dzisiaj w mediach zelektryzowały mnie. Wiem, że Joe Dumars był ostatnio tak nieprzewidywalny, a wpływ kwestii sprzedaży drużyny na możliwość ruchów transferowych jest niesprawdzalny, ale ...
Po pierwsze, Atlanta właśnie doszła do porozumienia i podpisała 6 letnią, 60 milinową umowę z Alem Horfordem. Trudno im się dziwić, że chcieli zabezpieczyć Horforda, ale po zaoferowaniu w lecie maksymalnego (!!!) kontraktu Joe Johnsonowi, przy zobowiązaniach wobec Mike'a Bibby'ego i Marvina Williamsa, Hawks nie będą mogli przedłużyć umowy ze Smithem bez ostrego wejścia w luxury tax. Co sobie myślą włodarze Hawks pozostaje dla mnie niewiadomą, ale podobno przejściowo starali się sprzedać Smitha już w lecie, więc może są gotowi na rozstanie. Podobno Pistons byli wśród drużyn, które wyraziły zainteresowanie super atletą z Atlanty.
Właśnie!! Co do samego J-Smootha, zapraszam tutaj na dobre podsumowanie jego obecnej postawy http://www.hoopsworld.com/Story.asp?story_id=17632 Mówiąc krótko, J-Smooth jest super dynamiczny, szybki, silny. Sadzi tomahawk dunki i efektownie blokuje. Ale co najważniejsze, w ostatnim roku Smith udowodnił, że nie jest tylko dzikim pogromcą obręczy, ale potrafi podejmować dobre decyzje i grać więcej niż solidnie w obronie. Nominacja do drugiej drużyny defensorów ligi!! W czołówce w głosowaniu na najlepszego defensora!! Szósty sezon i tylko 24 lata. Czy przypadkiem ktoś taki nie przydałby się w Motown!!?? Tutaj hajlajty z zeszłego sezonu http://www.nba.com/video/channels/top_plays/2010/04/16/20100323_jsmith_top10.nba/ Nie wiem kogo i co Joe D musiałby oddać za Smitha i czy nie byłby potrzebny trzeci partner, ale lepiej niech to zrobi!! Warto!! Naprawdę warto!! I jeszcze jedno, Smith ma również statystyki na poziomie 4 asyst i 1.5 przechwytu na mecz. Przy swojej atletyczności byłby świetnym uzupełnieniem dla, też wszechstronnego, wysokiego Grega Monroe!!

Po drugie, Memphis zaoferowało 4 letni kontrakt Mike'owi Conley'owi, co stawia ich w analogicznej sytuacji do Hawks, szczególnie w kontekście tak samo jak Joe Johnson przepłaconego, Rudy Gay'a. Tym, na którego może nie starczyć kasy jest Marc Gasol. Podobnie jak J-Smooth jest w ostatnim roku kontraktu i jeżeli nie zostanie podpisany przed lutym, z końcem sezonu również stanie się zastrzeżonym wolnym agentem. Tutaj emocjonalna reakcja na posunięcie Grizzlies http://www.detroitbadboys.com/2010/11/2/1788716/marc-gasol-guys-marc-gasol
Gasol nie jest tak sexy jak J-Smooth, ale odpowiada pragnieniu Dumarsa, podpisania kogoś o wzroście przynajmniej 7 stóp. Nie do końca się zgadzam, że jest to warunek konieczny - Pistons potrzebują dobrego defensora, który będzie zbierał, blokował i strzegł "trumny". Wzrost nie jest najważniejszy, ale Gasolowi na pewno nie można nic zarzucić, zwłaszcza po ostatnim sezonie, kiedy z wypełniacza miejsca pod koszem, stał się nie tylko dobrym, twardym defensorem, ale również opcją w ataku. Zaczął być na serio porównywany do starszego brata, a w niektórych aspektach go przerasta, co wypomniał ostatnio w żartach Phil Jackson http://lakers.ocregister.com/2010/11/01/its-all-good-in-the-gasol-family/43076/
Gasol jest centrem z prawdziwego zdarzenia. Ma czas i miejsce, żeby się rozwijać, a jago statystyki już wyglądają bardzo solidnie http://www.nba.com/playerfile/marc_gasol/career_stats.html Przy niewielkiej eksplozywności i względnej nieporadności w ruchach, Gasol, w przeciwieństwie do swojego brata, lubi walkę bark w bark. Dużo punktów zdobywa dobitkami, lay upami czy haczkami. W zasadzie nie widzę na jego pozycji nikogo przed kim musiałby stulić uszy i z kim nie podjąłby walki.
Nie wiem na ile Dumars ma pole manewru. Być może musi czekać aż drużyna zostanie sprzedana. Ale te dile nie wydarzą się od razu. Więc do roboty Joe!! Wiem, że lubisz swoich graczy, ale nowych też polubisz. Zostawić Stuckeya, Gordona, Monroe'a, Daye'a, Jerebko a ktokolwiek inny niech będzie kartą przetargową.